● pierwsze spotkanie ●

Zwyczajny dzień, zwyczajne obowiązki, po których nadchodzi wieczór. Samotna podróż do klubu, sukienka przed kolana, szpilki i słodkie perfumy. Pewnie tylko ja to zauważę, prawda? Pewnie cała reszta przemknie obojętnie, jak zawsze. 
Idzie się przyzwyczaić. Nawet nie robię sobie większych nadziei, w sumie żadnych sobie nie robię. Idę, bo najwyższy czas potańczyć. Gdziekolwiek, z kimkolwiek, do czegokolwiek. Zapomnieć, rozerwać się, skorzystać i wyjść, jak gdyby nic się nie stało. Jak zawsze.
Taksówka staje, płacę, wysiadam. Kierowca nawet nie pyta, wie o której ma przyjechać. Jest moim najlepszym przyjacielem, bo widzi mnie w stanie przed-po. Jest moim przyjacielem, bo niechcący mówię mu o tym, co się danego dnia zdarzyło. Niechcący podwozi mnie w każdy weekend. Niechcący dostaje za to kasę.
Wysiadam, deszcz pada niemiłosiernie. Parasolkę trzymam sobie sama. 

[in progress...]